Ciągle jestem " w drodze z Brod Peak", choć jakby spokojniejsza i silniejsza...
Wiem, że czeka mnie jeszcze kilka trudnych odcinków, ale wiem też, że je pokonam...
Tak jak pokonałam kiedyś bardzo trudny odcinek na
Juist.
Powrót po latach na turystyczną wyspę na Morzu Północnym , był dla mnie podróżą sentymentalną.
Po siedmiu latach, tym razem z perspektywy turysty, a nie jak niegdyś - taniej siły roboczej z Polski obserwowałam ten piękny kawałek świata.
Zamykałam oczy i na nowo zaklinałam dawne zapachy, miejsca, ludzi...
Spoglądam w siebie.
Robię rachunek zysków i strat z tamtego czasu
Saldo wychodzi na plus.
Osiem lat pracy na obcej ziemi, nie tylko pozwoliło nam w kraju stworzyć swój azyl- swój dom.
Ale i dało mi potężny wór wiedzy o sobie samej. Pokonałam tam tyle własnych słabości... Cena nie była niska, ale wyciągnęłam wnioski, i tam też postanowiłam zostać swoim najlepszym przyjacielem. Kiedy za bardzo szarżuję w pracy, wystawiając swój organizm na próbę wytrzymałości, przypominam sobie tamten czas kiedy ciało odmówiło mi posłuszeństwa i samo powiedziało:" stop - nie jesteś nadczłowiekiem, jeśli sama o siebie nie zadbasz - nikt inny tego nie zrobi!"
Tu kiedyś jadałam chleb rodzynkowy z masłem i popijałam kawą mleczną.
Domane Bill -dziś wygląda zupełnie inaczej - pięknie!
Tym razem delektowaliśmy się " Rote grutze mit Vanilesauce"
( gęsty kisiel z czerwonych owoców z sosem waniliowym).
Sklep Dawida siostry jak zwykle zachwycał cudeńkami.
Kilka z nich tradycyjnie, " przypadkiem " znalazło się w naszych torbach.
Ach cudnie było, ale jeszcze cudniej wrócić do domu!
Wszystkiego pięknego miłe Panie:)) Julita.