Pobyt w Katalonii naładował moje baterie słoneczne. Przywiozłam do domu spory zapas promieni słonecznych i ciepła w sercu.
Widoki z autokaru.
Mimo, iż temperatura powietrza na zewnątrz niewiele był wyższa od tej, która była w Polsce, niekończące się Słońce sprawiało, że odczuwalna temperatura była w sam raz do zwiedzania i podziwiania widoków.
Nasz - polski- i tak już wydłużony dzień przegrywa nadal z dniem katalońskim. Słońce zachodzi tu tak z dwie godziny później.
I nawet jeśli było chłodno to światło słoneczne i w nim skąpane piękne widoki rekompensowały każde niedogodności...
...nawet jak ktoś rezolutnie wybrał się na całodzienne zwiedzanie w butach na wysokim obcasie:))
Camp Nou. Tu podobno nie wypadało nie być...
Uliczki Barcelony o zmroku.
Poble Espanyol.
Spacery uliczkami Barcelony, nawet jeśli bardzo już bolały nogi:)), i Słońce chyliło się ku zachodowi były pełne nieopisanej magii.
Spacerować po takich miejscach w dobrym towarzystwie, z własnym mężczyzną przy boku...cudowne. Bycie we dwoje nawet w tłumie ludzi smakuje wtedy wyjątkowo. I jeśli jeszcze czuje się bliskość, troskę i radość z bycia razem nic więcej już nie potrzeba...
Ostatni dzień.Wzgórze Montserrat.
Benedyktyński klasztor Montserrat.
Czasem trzeba zmienić perspektywę, żeby poczuci, zobaczyć to co gubi się w codziennym zgiełku.
Czasem trzeba wybrać się w drogę, żeby znaleźć swoje myśli i znów usłyszeć kołatanie serca...
Potem już tylko trzeba pielęgnować w sobie zgromadzone ciepło i pilnować, żeby chłód nie powrócił...
A jeśli tak się stanie, trzeba znów wyruszyć w drogę...Dokąd???
Życie samo podpowie.
Zgadzam się z Twoimi odczuciami moja żonko. Było pięknie....
OdpowiedzUsuńUuu! Na sam koniec zrobiło się romantycznie... Gasić światło!!! Trzymać kurs i nie zbaczać z drogi!!! :-)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia! Ale Wam zazdroszczę!
Anonimowy jaki słodki :)
OdpowiedzUsuńOch tych widoków, słońca, a przede wszystkim bycia razem z całego serca zazdroszczę. Chyba też przydałaby się taka odskocznia.
Codzienność ostatnio okrutnie mnie przytłacza, a i zdrowie odmówiło posłuszeństwa.
Pół biedy gdyby na infekcji płuc się skończyło, ale coś serduszko szwankuje. Może to z tęsknoty, stresu, z nadmiaru niezrealizowanych pragnień ?
Teraz, siedząc w domu od wtorku dużo myślę, o tym co mnie omija, jaką cenę płacimy żyjąc w tym szalonym, pędzącym świecie...
A tyle piękna dookoła.
...takie podróże, zwiedzanie świata na zawsze w nas zostają, a odczucia jakie doznajemy nikt nam nie zabierze...fajnie, że wypoczeliście!Sylwia
OdpowiedzUsuń