Jeszcze mogę wspiąć się na Mount Everest , na szafę, na wyżyny swoich możliwości.
Jeszcze mogę być czyjąś mamą, czyjąś miłością i czyjąś kulą u nogi.
Jeszcze mogę ( czasami) czytać bez okularów, rozbierać się bez wstydu i chodzić bez butów.
Jeszcze mogę stracić rozum, pieniądze i wiarę w Boga.
Jeszcze mogę oddychać, śpiewać, tańczyć.
Jeszcze mogę umrzeć.
Już nigdy nie urodzę się 5 lipca, 6 września, 12 grudnia. I 2 lipca też już się nie urodzę.
Już się nie zakocham po raz pierwszy.
Już nie napiszę matury.
Już nie będę miała lat naście i dzieścia.
Już nie pokocham własnego ojca, nie zachoruję na ospę i nie zjem kaszanki.
Już nie zostanę miss nastolatek, nieletnim przestępcą. Nie będę Osiecką, Szymborską, ani Kowalską.
Ja tutaj, dzisiaj, na ławce przed domem.
Już moim, jeszcze nie czyimś.
Bardzo ładne...
OdpowiedzUsuń:) Buźka!
UsuńJeszcze mogę być poetką Julą...a może już nią jesteś
OdpowiedzUsuńWiersz jest niepodpisany, domyślam się więc, że Twój. Bardzo dobry, Julito. Anna
UsuńJuli, muszę jeszcze dopisać - masz szansę bywać poetką. Bo jesteś prawdziwa, niczego nie udajesz, nie upiększasz dla upiększania i nie lukrujesz chleba ( to moje własne powiedzonko).Życzę , niech Ci się wiedzie. Anna
OdpowiedzUsuń:) Aniu dziękuję ! ...tyle miłych słów:)) Mam nadzieję, że u Ciebie już ok?? Pozdrowionka
OdpowiedzUsuń