środa, 20 listopada 2013

LEON - LWIE SERCE



 
Pożegnaliśmy wczoraj Leonka.
 
 
 
Po dwóch tygodniach walki i jak się okazało niepotrzebnego udrażniania mu jelit trafiliśmy
 do Kliniki dla Zwierząt w Bydgoszczy.
Kiedy tam jechaliśmy Leoś był już w złym stanie. Miał duże problemy z oddechem.
W poczekalni stres spowodowany obecnością wielu innych zwierząt, szczekania, wąchania i nerwowej atmosfery sprawił, że jego stan się jeszcze pogorszył.
 Dawid poprosił panią w rejestracji o pilną interwencję lekarza.
Leoś natychmiast znalazł się w pokoju zabiegowym, choć wydaje mi się, że już wtedy chyba nie bardzo wiedział co się z nim dzieje. Sapał, a nie oddychał.
W zgiełku, pośpiechu i nerwach próbowaliśmy wytłumaczyć nie znającemu przecież naszej sytuacji lekarzowi:
 "...że jelita, że kłaczki sierści..." A on natychmiast przyłożył USG do płuc Leonka i powiedział:
" Guz proszę państwa, wielki guz w płucach".
Co się działo później nie będę  pisać....nie mogę....nie chcę.
 
Lekarze sprawili podając Leonkowi  tlen, że się uspokoił i wrócił do świadomości.  Teraz już ze spokojem pan doktor przyłożył USG do piersi Leonka i zaczął nam wszystko dokładnie tłumaczyć, pokazał nam też jeszcze wtedy bijące serce Leosia i powiedział:
"    ma duże i mocne serce to prawdopodobnie ono tak długo trzymało go przy życiu..."
 
 
 
Dawid jeszcze szukał nadziei:" a operacja???"
 Lekarz kiwał w beznadziei głową:
"Jedyne  co możemy, to pomóc mu spokojnie odejść" - powiedział.
 
Odszedł.
 
Nie rozliczam dziś nikogo ani nas, ani lekarzy, którzy prowadzili do tej pory Leonka.
Wiem, że nie mogliśmy nic zrobić, wiem, że robiliśmy co w naszej mocy.
 Wiem, że nasi lekarze to wspaniali ludzie i kiedy dzwoniłam do nich w drodze powrotnej myślę,
 że sami zrozumieli  swoją porażkę...
 Może wszyscy po prostu wyciągniemy wnioski z tej trudnej lekcji...
 
 
Kiedy wróciliśmy Dawid tylko na chwile wszedł do domu, żeby się przebrać, a potem w garażu zrobił Leonkowi małą kocią trumnę, jej drewno nasączył swoimi łzami...
 
Pożegnaliśmy go - otulonego w jego wełniany, kolorowy kocyk.
 
KOCHANY LEONKU O LWIM SERCU - do zobaczenia po drugiej stronie tęczy.[*]

5 komentarzy:

  1. Żegnaj Leonku... :-( Liczyłam na to, że ta historia skończy się inaczej. Dzielnie o niego walczyliście. Trzymajcie się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Juli, zasmakowałam już rozpaczy po śmierci naszego Kaszmira . Została miseczka , podrapane drzwi i czułe wspomnienie. Współczuję z Tobą . Anna

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu jest dokładnie tak jak piszesz...Pusto. Nie myślałam że kiedyś spojrzę z rozczuleniem na kufer z morskiej trawy, który Leon zniszczył swoimi pazurkami....I to kolejny dowód na to że w obliczu rozstania nie przedmioty a istoty są WAŻNE...ech. całuję Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi przykro, trzymajcie się..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję...dzisiaj włożyłam do ziemi na jego grobku cebulki kwiatów - uśmiechną się do nas na wiosnę....

      Usuń

Dziękuję za wpis, dziękuję, że tu jesteś.

tu i teraz

tu i teraz