Idzie sama, choć trzymam mocno Jej opuchnięte dłonie, głaszczę po twarzy i siwiutkich włosach, masuję zimne stopy...Idzie, a ja nie mogę już Jej zatrzymać ...Ktoś, podobno o dużo większej miłości niż moja woła Ją do siebie... Nie zatrzymają Jej potoki naszych łez, sprawy niezałatwione, słowa niewypowiedziane, radości jeszcze nie przeżyte...
Idzie sama... Dudni cisza w szpitalnym pokoju... Gryzą w oczy łzy, których nie wolno przy Niej uwolnić...
Wrzeszczę szeptem : "Ojcze nasz , który musisz być w niebie, musisz być w niebie... musisz..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wpis, dziękuję, że tu jesteś.