poniedziałek, 27 czerwca 2011

No i zaczęło się...poniedziałek...
Trudno mi było dzisiaj otrząsnąć się z błogostanu weekendowego...ach trudno. Poranek jeszcze leniwy i spokojny: śniadanie w ciszy, zielona herbata. Droga do pracy wśród pól, łąk i zaspanych wsi pozostawiała mnie w błogim letargu, oczywiście tylko do takiego stopnia w jakim można bezpiecznie prowadzić samochód...Muzyka w radiowej dwójce jak balsam dla duszy...I nawet na parkingu pod ośrodkiem spokój, cisza ...Tak wyciszona i łagodna przekroczyłam drzwi portierni, kilka kroków później byłam już inną osobą i miałam już pewność, że weekend mamy za sobą...Dziesiątki informacji, pytań i ustaleń, w sekretariacie dzwoniący telefon i papiery papiery, papiery. A wszędzie upiorne żółte karteczki- "niezapominajki", które pozostawiłam w piątek krzyczące: "zrobić! ", "zadzwonić!", "spisać!" "przekazać!"...no tak, powróciłam do życia - pomyślałam w pierwszej chwili, a w drugiej - "niedługo znów będzie weekend":)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wpis, dziękuję, że tu jesteś.

tu i teraz

tu i teraz